Bieda współczesnej rodziny

Nie o ekonomię jednak chodzi,
lecz o coś o wiele gorszego
– grzech, który rani i niszczy rodzinę.

O. KAZIMIERZ LUBOWICKI OMI

Wrocław

Często brakuje rodzinie czasu
na wspólne, bezinteresowne bycie
razem

PETER CAULFIELD/FREEIMAGES.COM

Mówiąc o małżeństwie i rodzinie, lubię zwracać uwagę na tkwiące w nich piękno i świętość.
Rodzinę jednak dotyka dzisiaj coraz większa bieda. Nie myślę w tej chwili o ekonomii, lecz o czymś o wiele gorszym – o grzechu, który rani i niszczy rodzinę. Cierpią na tym wszyscy.
Młodzież
Wielu młodych chce, ale nie potrafi kochać. Problem rodzi się stąd, że syn nie widział, jak jego ojciec kocha mamę; córka nie miała szansy zobaczyć, jak reaguje kochająca i kochana kobieta.
Lękają się trwałych zobowiązań albo nie widzą ich sensu. Jeżeli ojciec porzucił mamę, a dzieci muszą patrzeć, jak kocha on dzieci innej, a spotkania z nimi traktuje jako obowiązek, spóźniając się na nie i przekładając ich terminy – to nie pozostaje bez śladu ani w emocjach, ani w stylu myślenia.
Pozostawieni samym sobie często nie dają rady udźwignąć codziennego życia, więc ukrywają się pod maską twardości i hardości, ale rozpaczliwie szukają bliskości emocjonalnej. Jedni podejmują współżycie przedmałżeńskie, inni boją się wchodzić w relacje.
Narzeczeni
Wielu narzeczonym brak poczucia własnej wartości. Każde zainteresowanie przyjmują więc ze swoistą wdzięcznością.
Boją się stracić tego, kto na nich zwrócił uwagę i wyznaje im miłość, a przez to nie mają odwagi wymagać.
Spełnia się przestroga z Księgi Rodzaju: „Ty będziesz ku niemu kierowała swe pragnienia, a on będzie panował nad tobą” (Rdz 3,16). Problem często rodzi się stąd, że nie doświadczyli ze strony rodziców – najczęściej ze strony ojca – podziwu, wsparcia, miłości. Psychologia pokazuje, że porzucenie przez rodzica jest bardziej traumatycznym przeżyciem niż jego śmierć.
Niby prawda, że dużo ładu w życie narzeczonych może wprowadzić przygotowanie do małżeństwa. Niestety, narzeczeni zgłaszają się zbyt późno.
Przygotowanie traktują zaś jak kurs do zaliczenia, a nie jak drogę duchową do przebycia. Rzadko też rozumieją, że chcąc uczynić swoje małżeństwo sakramentem, decydują się oddać swoje życie Bogu, aby Bóg realizował w nich swój zamiar o małżeństwie i rodzinie.
Raczej oczekują, że Bóg będzie po prostu błogosławił ich planom.
Pierwsze lata małżeństwa
Młodzi małżonkowie bardzo często nie wynieśli pozytywnych wzorców życia małżeńskiego z własnych rodzin.
Zazwyczaj szczerze chcą, ale nie potrafią kochać dojrzałą miłością. Ulegają emocjom. Egoizm narzuca dynamikę ich życiu. Wychowani w kulcie pracy i gromadzenia dóbr materialnych, zastraszeni bezrobociem, angażują się przesadnie w pracę. Bardzo często zmuszają ich do tego pracodawcy albo po prostu kredyty zaciągnięte na zakup mieszkania. Trudno im zatem znaleźć czas, by zaangażować się w jakąś grupę czy wspólnotę rodzin.
Brakuje im czasu nawet na wspólne, bezinteresowne bycie razem. Nie znają smaku świętowania. Ci, którzy pobrali się, będąc jedynie luźno związani z Kościołem – zostawiają praktyki religijne, jak uciążliwy balast, i oddalają się od Kościoła jeszcze bardziej.

Zwykło się mówić, że młode małżeństwa nie chcą dzieci. Tymczasem pragnienie dziecka jest dosłownie największym niespełnionym marzeniem w Polsce! Można się o tym przekonać chociażby na poświęconych temu internetowych forach wsparcia. Niespełnionym z powodu wrogiego prawa pracy, trudnych warunków ekonomicznych bądź niemożliwości poczęcia dziecka.
Małżeństwa ze stażem
Czasami już po kilku czy kilkunastu latach małżeństwo budowane jedynie na emocjach wypala się. Rodzice kilkunastoletnich dzieci za mało troszczą się o pogłębianie swojej jedności małżeńskiej w duchu encykliki Humanae vitae (nr 9), gdzie czytamy, że miłość małżeńska musi być prawdziwie ludzka, a więc prawdziwie cielesna i prawdziwie duchowa. Gdy w relacjach małżonków za mało jest tego, co prawdziwie duchowe, wówczas to, co cielesne, ulega wypaczeniu i przestaje być tworzywem budowania jedności ogarniającej całe życie. W miejsce miłości pojawia się twardość serca, hardość postaw, obojętność. Staż małżeński nie zawsze zbliża, gdyż małżonkowie za mało albo wcale się nie troszczą, aby dojrzewały w ich życiu owoce Ducha Świętego. Ich postaw nie przenika też logika ośmiu błogosławieństw. Zbyt szybko serce przepełnia gorycz, którą pogłębiają porażki wychowawcze i zawodowe, choroby oraz odejście dzieci z domu i ich problemy.
Małżeństwa zagrożone rozpadem
Jak przypomniał w Krakowie papież Benedykt XVI, komentując przypowieść o domu budowanym na Skale, Dobra Nowina polega na tym, że kryzysy są czymś naturalnym. O tym, jacy z nich wyjdziemy, decydują nie burze, lecz to, czy budujemy na skale czy na piasku. Jeden z kluczowych problemów polega na tym, że ci, którzy w kryzysach małżeńskich szukają pomocy, często nie budują i nie chcą budować na Chrystusie.
Zwykliśmy mawiać, że wina leży po obu stronach, ale często jedno z małżonków okazuje się szczególnie cyniczne, agresywne, twarde. W jego stylu myślenia i wartościowania brakuje dynamiki myślenia i postaw chrześcijańskich.
Szczególnie niegodziwa jest w takich sytuacjach manipulacja małymi dziećmi. Nastawianie ich przeciw współmałżonkowi, ośmieszanie jego postaw i decyzji, wykorzystywanie dla swoich celów.
***
Jak zaradzić tym biedom? Wspomniane powyżej nieszczęścia najłatwiej dochodzą do głosu, gdy małżonkowie nie żyją wiarą na co dzień.
Zatem troska o rodzinę, to troska o wiarę w rodzinie. Poza tym, jak czytamy w soborowej konstytucji Gaudium et spes (nr 47), miłość małżeńska bardzo często doznaje sprofanowania przede wszystkim przez egoizm oraz poszukiwanie za wszelką cenę własnej przyjemności, a także przez niedozwolone zabiegi przeciw poczęciu. Troska o głębokie i trwałe szczęście w małżeństwie każe zatem dbać o pogłębianie ludzkiej dojrzałości.