Ukaż się bardziej „boski”?

„WIEM, KOMU UWIERZYŁEM” (2 TM 1,12)
Apologia na dzień powszedni

„Uwierzyłbym w Boga, gdyby mi się pokazał!
Ale nie w stajni jako człowiek, lecz w jakiś bardziej boski sposób”.
To pragnienie wydaje się początkowo zrozumiałe, ale po chwili zastanowienia okazuje się,
że jednak w ogóle nie wiadomo,
co miałoby być tym „boskim sposobem” ukazania się Boga.

KS. MACIEJ MAŁYGA

Wrocław

Nawet największy kosmiczny spektakl to ciągle zbyt mało,
aby ukazać Boga w Jego boskiej postaci

ROHAN BAUMANN/FREEIMAGES.COM

Może Jego wyraźna, gigantyczna postać na niebie? Ale już tu napotykamy trudności – jaki bowiem kształt miałaby mieć ta Boża „postać”? Każdy kształt, jaki sobie wymyślimy, będzie ciągle należący do tego świata, nie zaś „boski”. I z czego ta postać miałaby być „zrobiona” – nawet komety, zorze polarne i kosmiczne eksplozje to ciągle zbyt mało boski materiał. Może więc udzielone wszystkim duchowe wizje i tajemnicze głosy?
Może greckie litery nad horyzontem, ułożone w zdania Ewangelii? Może wielki krzyż skomponowany z gwiezdnych konstelacji? Jakiś budzący fascynację i strach planetarny „show”?
Mówi w języku, który znamy
Głowa może nas rozboleć od wymyślania kolejnych rozwiązań, a i tak każde okaże się niezadowalające, nie do końca „boskie”, lecz w jakiś sposób związane z naszym światem i ludzkimi możliwościami poznania. Wszystko to z jednego powodu – Bóg jest po prostu INNY, nie jest jedną z rzeczy tego świata, Jego drogi nie są naszymi drogami (por. Iz 55,8). Jeśli więc nam, mieszkańcom tego świata, chce się ukazać, to nie ma innej rady, niż poprzez rzeczy i sprawy właśnie tego świata.
Gdyby przemówił w nieznanym nam „boskim” języku, nie tylko byśmy tego nie zrozumieli, jak pytania zagranicznego turysty w obcym nam języku; lecz nawet byśmy tego nie usłyszeli – tak jak ziemniak nie słyszy, co do niego mówimy. Kto zatem czeka na oglądanie „boskości” w czystej postaci w tym świecie, nigdy nie będzie zadowolony.
Paradoks Objawienia
W drodze wiary (lub wcześniej w drodze do wiary) łatwo jest wpaść w ciąg kolejnych żądań, w cykl stawianych Bogu sprzecznych warunków: „Pokaż się całkiem boski, bym nie wątpił” – „A teraz pokaż się ludzki, bym coś z Ciebie pojął” – „To jednak zbyt ludzkie, ukaż się bardziej boski” – „A to znowu zbyt boskie, pokaż się bardziej po ludzku”. Aby wyrwać się z tego błędnego koła, uznajemy paradoks Objawienia: Bóg ukazuje się nam przez ten świat, Wieczny ukazuje się w Czasie, Nieskończony odsłania się poprzez to, co ograniczone… Ogień – krzepnie, blask – ciemnieje, moc – truchleje, ma granice – Nieskończony.

Na oglądanie Boga takim, jakim jest, przyjdzie czas dopiero po śmierci, co tak mocno podkreśla św. Paweł (por. 1 Kor 13,12; 2 Kor 4,16–18). Ukazanie się Boga w „boskiej” postaci byłoby – i będzie – końcem naszego świata, gdy niebo z szumem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia spłonie (por. 2 P 3,10), gdy nie będzie już żadnej światowej zasłony. Może również z tego powodu Izraelici powtarzali, że człowiek, który spojrzy na oblicze Boga, umiera, to znaczy staje się częścią „tamtego świata”, w którym nie ma już żadnych zasłon?
Biada i błogosławieństwo
W tym kontekście poruszające okazuje się zestawienie ze sobą dwóch zdań z Pisma Świętego, które w biblijnym tekście leżą daleko od siebie.
W Starym Testamencie prorok Izajasz ostro odrzuca pośpiech i żądanie natychmiastowego widzenia Boga: „Biada tym, którzy mówią: «Prędzej! Niech przyspieszy On swe dzieło, byśmy zobaczyli, niech się zbliżą i urzeczywistnią zamiary Świętego Izraela, abyśmy je poznali»” (Iz 5,19). W Nowym Testamencie Pan Jezus podkreśla to samo, choć w pozytywny sposób: „błogosławieni – szczęśliwi – którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20,29). Szczęśliwi ludzie, potrafiący cierpliwie znieść paradoks Objawienia Boga, który się odsłania i przy tym ciągle pozostaje Tajemnicą.
Nie musiał, lecz chciał stać się człowiekiem
To, że jedynym zrozumiałym dla nas językiem Objawienia Boga jest język ludzki i w ogóle mowa tego świata, wcale nie znaczy, że „Bóg musiał stać się człowiekiem, musiał narodzić się w żłobie i musiał umrzeć za nas na krzyżu”. Wcale nie musiał, mógł to wszystko zrobić inaczej; w Jego Wcieleniu nie było żadnej konieczności, choć niektórzy teologowie (św. Anzelm z Canterbury) takiej usiłowali się doszukać.
Bóg zechciał w taki sposób się ukazać, uczynił to z własnego wyboru; używając Pawłowego stwierdzenia, tak się Jemu po prostu „spodobało” (por. 1 Kor 1,21). Czyż bowiem miłość nie jest jak najbliższym byciem prze tej osobie, którą się kocha?… Wszedł między lud ukochany, dzieląc z nim trudy i znoje.
Niemało cierpiał, niemało…

Warto: śpiewać kolędy najdłużej,
jak się da. I to z całą rodziną.
I minimum cztery zwrotki