KS. ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Szpital polowy

W Evangelii gaudium papież Franciszek pisze, że „obrazy pomagają w docenieniu i przyjęciu przesłania, które chcemy przekazać”.
Zgodnie z własnym postulatem – przepowiada obrazowo. Do jego ulubionych obrazów, którymi wyraża on prawdę o Kościele, należy metafora kobiety, owczarni i – ta najbardziej kontrowersyjna – szpitala polowego. „Postrzegam Kościół jak szpital polowy po walce. Nie ma sensu pytać się ciężko rannego czy ma wysoki poziom cholesterolu bądź cukru. Trzeba leczyć jego rany. Później zajmiemy się resztą” – mówił w wywiadzie dla „La Civiltà Cattolica”. Przypomnijmy za Wikipedią, że szpital polowy to „rodzaj tymczasowego szpitala, rozstawianego poza budynkami szpitala stałego, zazwyczaj przeznaczonego do leczenia ofiar działań wojennych, wielkich katastrof i klęsk żywiołowych”. Trafiają tam ci, których dotknęło zło, w wyniku czego ucierpieli, zachorowali, doznali ran. Być może nawet stali się niewinnymi ofiarami tego, co się stało, ale bez względu na winę, ponoszą skutki własnego działania.
Wdyskusjach o miłosierdziu okazywanym grzesznikom często pojawia się kontrargument: przecież sami sobie są winni. Nikt im nie kazał, nikt ich nie popychał. Sami sobie zgotowali taki los.
Ale – chciałoby się zapytać – co z tego? Czy w życiu ratujemy tylko tych niewinnych, innych zostawiając na pastwę losu? Gdyby tak było, niejedna matka nie ratowałaby swego dziecka, a lekarz – pacjenta.
Nawet w obozach jenieckich są lekarze, którzy opatrują rany wroga. Bo przecież wrogiem jest się tylko na wojnie, człowiekiem – zawsze. Być może miłosierdzie polega właśnie na przekroczeniu optyki winy, by zobaczyć w drugim człowieku to, co jest poza, ponad i przed grzechem.
Sprawiedliwość dostrzega bowiem głównie zło, które pociąga za sobą konsekwencje wewnętrznie wpisane w czyn oraz wymierzoną przez społeczeństwo karę. To prawda, że miłosierdzie nie jest w stanie unieważnić konsekwencji, ale potrafi popatrzeć na człowieka poza i ponad złem, które popełnił. Jak pisze H. Arendt, „ułaskawienie znajduje zastosowanie raczej w odniesieniu do osoby niż do czynu; akt łaski nie jest przebaczeniem zbrodniarzowi, lecz darowaniem mu dlatego, że jego wartość jako osoby może przewyższyć wszystko, czego się dopuścił”.
Tak, łaska i miłosierdzie patrzą przede wszystkim na wartość człowieka jako człowieka, czego nie może unieważnić żaden grzeszny czyn.
Jeśli dobrze rozumiem Franciszka, to chce on nam powiedzieć, że w Kościele jako szpitalu polowym patrzy się na człowieka najpierw przez status jego choroby i cierpienia, a nie przez optykę jego winy.
Franciszek jest jak rodzic, który choć nie zgadza się z wyborami swoich dzieci, nie przestaje ich kochać. Co więcej, nie jest to miłość biernie czekająca powrotu. To miłość, która próbuje iść razem, być blisko, zawsze gotowa, by opatrzyć rany. Bo człowiek jest ważniejszy niż jego grzech.
A kto kocha, nie może być obojętny na cierpienie, nawet zawinione.