PAWEŁ WRÓBLEWSKI

Wrocław

Nowe oblicze imigracji?

Pismo Święte pełne jest motywów migracyjnych. W okresie niewoli egipskiej Mojżesz wywiódł Izraelitów z domu niewoli i przez 40 lat prowadził ich przez pustynię do Ziemi Obiecanej. Moment Zwiastowania zmienił życie Maryi i pchnął ją w drogę: najpierw udała się do domu Zachariasza, potem do Betlejem, uciekała przed siepaczami Heroda do Egiptu, następnie wędrowała do Jerozolimy, aż zakończyło Jej wędrówkę w Efezie Wniebowzięcie. Wędrowali także apostołowie, głosząc Ewangelię. Wszystkie te migracje miały różne motywy i losy.
I tak dzieje się przez kolejne stulecia, a dziś Europa stała się miejscem docelowym dla mieszkańców krajów ubogich, którzy poszukują lepszego życia. Jednak dzisiejsza migracja ukazuje nam zupełnie inne oblicze. Krwawe zamachy we Francji zniszczyły dominujące dotychczas w kontaktach z przybyszami zaufanie. Niełatwo jest obiektywnie ocenić to, co się teraz dzieje wokół syryjskich imigrantów. Oglądając relacje z wydarzeń we Francji, natychmiast przychodzi na myśl kryminologiczne powiedzenie: pokaż mi motyw, a wskażę winnego. I tu trudno nie mieć wątpliwości, kto, lub co stoi za tymi strasznymi zamachami. Jak mogło dojść do tego, że ludzie przyjęci niegdyś przez francuskie społeczeństwo odpłacają się w taki sposób. Mamy przecież własne, pozytywne doświadczenia: Dolny Śląsk po II wojnie światowej stał się przytuliskiem dla wielu narodowości i wszyscy tułacze, którzy tu uciekli przed biedą i prześladowaniami, potrafili się porozumieć i zbudować małą, wspólną ojczyznę.
Najwyraźniej jednak migracje XXI wieku rodzą zupełnie inne problemy. Mamy we Wrocławiu „starą” mniejszość romską, która przed laty zamieszkiwała na Brochowie i z pewnymi oporami, ale jednak zasymilowała się. Ale mamy także Romów przybyłych już w ramach zjednoczonej Europy, z którymi ani władze samorządowe, ani państwowe poradzić sobie nie potrafią. Czymże różni się obecna sytuacja od tych znanych z przeszłości? To pytanie wydaje się szczególnie aktualne w czasie świętowania Bożego Narodzenia. Czy nadal należy stawiać na stole puste nakrycie dla nieoczekiwanego przybysza, czy w obliczu ostatnich wydarzeń zrezygnować z pięknej tradycji w obawie przed nieznanym zagrożeniem? To byłoby równoznaczne ze zwycięstwem islamskiego terroru. Czy jednak stawiać więcej nakryć, niż jesteśmy w stanie zapełnić strawą? To byłoby zwyczajnie nieuczciwe, bo nie można oferować więcej, niż można dać. Tak więc konkluzja na dziś jest jedna: niezależnie od punktu widzenia, przyjmowanie uchodźców przez kraj, którego służby publiczne pozwalają na przelot kwiatu polskiego parlamentaryzmu z prezydentem na czele w jednym tupolewie i nie potrafią sobie poradzić z grupą Romów we Wrocławiu, jest kompletnym brakiem odpowiedzialności. W tym stanie nie jesteśmy zdolni ani obronić się przed terrorystami, ani realnie pomóc chrześcijańskim uciekinierom.